sobota, 16 lutego 2013

Blueberry nights

To czas, kiedy słucham i nie mogę przestać; gdy doba jest za krótka, by zrobić coś dla siebie; gdy bardzo zmęczona, zrezygnowana, ale równocześnie przeszczęśliwa kładę się do łóżka, a mój budzik mówi: "Do alarmu pozostało 4h20". Po kilku godzinach (minutach? "to już? dopiero się położyłam...") wstaję do pracy. Moje zwłoki przemieszczają się w półśnie od łazienki do kuchni, zahaczając o szafę i toaletkę (tu zatrzymuję się na dłużej - przemysł kosmetyczny jest mi bardzo wdzięczny). Śniadanie? Za bardzo cenię swój sen. Kawa? Tak, kawa. Jedna w domu, natomiast w pracy o 10 mam już za sobą trzecią - to wtedy naprawdę się budzę.
Przed wyjściem szybki rzut oka na postać w lustrze: włosy - świeże, jak co dzień (nie z chęci, a z przymusu), rozpuszczone bądź związane, tertium non datur o 7 rano; makijaż - bez szaleństw, czasem w śladowej ilości, reszta po drugiej kawie w pracy (każdego ranka pojawia się kilka krótkich refleksji, niczym natrętna mucha - "jeśli Mac nie radzi sobie z twoimi cieniami pod oczami, to nie ma już dla ciebie ratunku, mała"); strój - lekko biur(w)owy, ale bez przesady, żadna tam garsonka, ale i nie fluo top ("swoją drogą, mogłabyś częściej używać żelazka, ale powtarzasz do znudzenia, jak bardzo cenisz swój sen; wszyscy to już doskonale wiedzą, a jeśli jakimś cudem jeszcze nie, to wystarczy, że na ciebie spojrzą; wiem, wiem, nie jesteś z tych, które prasują ścierki kuchenne, ale, na Boga, mogłabyś czasem, cokolwiek!").
Komunikacja miejska, którą uwielbiam, pomimo kilku niedogodności (wiele bodźców, tego potrzebuję - coś w stylu oglądania telewizji w trybie mute, czytania i słuchania muzyki jednocześnie). Praca, w której pracuję. Temat-rzeka. LUDZIE (bo nie samą pracą żyje człowiek) i ludzie.

Jagodowe noce.


PS. Celowo z panią Jones na zdjęciach - bo to piękna kobieta jest.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz