środa, 16 maja 2012

Last days of disco

Gorszy dzień. Frustracja, wylewanie nieuzasadnionych łez. Kulminacja narzekań i pretensji, jestem zła na wszystko, wszystkich, cały świat. PMS? Mąż stanu cierpliwie znosi.
JA (zirytowana): Dlaczego nigdy nie przejmujesz się mną tak, jak innymi?!
MS: Bo uważam, że jesteś wystarczająco silna, aby poradzić sobie sama. 

Uznałam to za komplement. Chcąc nie chcąc, rozbroił bombę. Czyli mnie.

wtorek, 8 maja 2012

Doing nothing is the best thing to do

Bo ja lubię robić nic. Im bardziej chcę to robić, tym więcej rzeczy spycha moje nic na dalszy plan i pojawia się coś, czyli czynność na wczoraj. Ech, złośliwość losu nie zna granic.

poniedziałek, 7 maja 2012

Farewells

Przychodzi taki moment, kiedy wiadomo, że koniec zbliża się wielkimi krokami; chociaż nie chcemy, musimy pożegnać bliskich nam ludzi, dla własnego dobra. Tak też było w tym przypadku, jakiś czas temu. Nie znoszę się żegnać, dlatego usiłowałam tego uniknąć. Niestety, nie udało się, a przyjacielska pogawędka przy piwie zakończyła się zakrapianymi (alkoholem, łzami i alkoholem) wyznaniami, na które nie stać nas było na co dzień. Niesamowite, jak można związać się z ludźmi z pracy, ludźmi diametralnie różnymi, których łączyło jedno miejsce i jeden cel - tworzyliśmy coś na kształt rodziny, owszem, czasem patologicznej, ale zawsze rodziny.

Teraz jest lepiej, ale wciąż tęsknię za wami, dzieciaki.

Fuck, nienawidzę tej mojej sentymentalnej strony.


Whatever

Mąż stanu stwierdza, że przytył. Ogląda uważnie swój brzuch.
MS (zaniepokojony): Zobacz! Mam na brzuchu te... no...
JA: ?
MS: No, to... To coś, co mają grube osoby!
JA: ???
MS (odkrywczo): FLUIDY*!!!

*w wolnym tłumaczeniu - CELLULIT... (którego, notabene, nie posiada).


More than words