niedziela, 30 grudnia 2012

Let me entertain you

Przedstawiam moją Siostrę. Siostra jest 8 lat starsza, jest mężata, dzieciata i momentami aspiruje do roli Perfekcyjnej Pani Domu, ale tylko momentami.

Mężowi Stanu urwał się wieszak u kurtki. Siostrze włączyła się PPD, zaproponowała mi igłę, nitkę i nożyczki - na próżno, wygrał ZŚL*.
Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam jednak przyszyć ten nieszczęsny wieszak. MS był bardzo podekscytowany (nie spodziewał się, biedaczek!).

Siostra wróciła do domu. MS złapał ją w drzwiach i zapytał:
MS: Wiesz, co mi zrobiła twoja siostra?
S: Laskę?

Pięknie się Pani przedstawiła, pięknie.

* Zespół Świątecznego Lenia

czwartek, 20 grudnia 2012

What time is it?

Koniec świata to mnie czeka, ale jutro w pracy, gdy mnie szef dorwie.

A tak serio, to żaden koniec świata nam nie grozi, sami się wykończymy. Najchętniej zaczęłabym od pewnej znajomej z pracy - pozdrawiam, bella!

"Zakończenia zwykle bywają banalne." So true.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

End of world

Mamy poniedziałek, więc jak to w poniedziałek, pracuję. Teraz krótka przerwa na sen.

PS. A niech się kończy w cholerę, mam to gdzieś. 





Prawie.







niedziela, 9 grudnia 2012

Offline

Brak internetu.
JA (zirytowana - mamy XXI w., a ja nie mam internetu?!): Gdzie, do cholery, podział się internet?!
MS (ze stoickim spokojem): Wyszedł. Wziął urlop. Na żądanie. 

poniedziałek, 24 września 2012

You make me feel brand new

Lenimy się. Ni z tego, ni z owego mąż stanu wyrywa mnie z letargu i wypala.
MS: Wiesz, ile kosztuje zrobienie tych zmarszczek wokół oczu?
JA (zdziwiona nagłym zainteresowaniem medycyną estetyczną): Których?
Mąż stanu wskazuje na zewnętrzny kącik oka.
MS: No, tych! Kaczych stópek!

piątek, 14 września 2012

Boobs

Piątek wieczór, po ciężkim, stresującym tygodniu pracy. Umościłam się na łóżku w półleżącej pozycji.  Tablet, blogi kosmetyczne i ja - high life!

Mąż stanu obserwuje uważnie, po chwili pyta.
MS (z troską): Nie przeszkadzają ci piersi?
JA: Jak to..?
Kłębowisko myśli, mózg na pełnych obrotach (o ile to możliwe w piątek wieczór) - jak to, przeszkadzają? W życiu, ogólnie, w leżeniu, tańcu, staniu, chodzeniu, sporcie, myciu zębów..?

MS: No, nie zasłaniają ci monitora?
Ahaa.

niedziela, 19 sierpnia 2012

Pimp my nails

Maluję paznokcie. Czynność ta wzbudziła dziwną, dotąd niespotykaną, ciekawość w mężu stanu.
MS: Daj, pomaluję ci jeden!
JA: Nie, no co ty, popsujesz mi i będę musiała zmywać.
MS (przekonująco): Na pewno umiem. Przecież ja robię w farbach! 

wtorek, 10 lipca 2012

Venus&Mars

Jestem u rodziny, od męża stanu dzieli mnie 150 km.
Dzwonię nazajutrz po naszym rozstaniu.
JA: Tęsknisz za mną..?
MS: Nie, coś ty, przecież wczoraj cię widziałem.
No tak. To się nazywa płeć mózgu. 

poniedziałek, 2 lipca 2012

Survivor

Weekend na Mazurach. Dumny mąż stanu woła.
MS: Choodź, mam dla ciebie kwiatka!
JA (zdziwiona, nic nie widzę): Gdzie..?
MS (wskazuje na łąkę): O, tam rośnie! 
 

piątek, 15 czerwca 2012

piątek, 1 czerwca 2012

Perfect housewife to be

Rozmawiamy z E. o sprzątaniu i czystości w domu (temat-Yeti: wszyscy słyszeli, nikt nie widział). Momentami mam wrażenie, że kwestia sprzątania jest dla mnie tak odległa i abstrakcyjna jak różniczkowanie.
E. ma prawie 2,5-letnią córeczkę.
E: Wiesz, nauczyłam ją, że jak coś się rozleje, to trzeba wytrzeć, więc ona biegnie po ścierkę do kuchni i wyciera.
JA (pod wrażeniem): Nieźle! Kurz też wyciera..?
E: No! Jak ja wycieram, to ona też chce. Daję jej szmatkę i sprząta ze mną.
(W myślach wyrzucam całą dostępną w domu antykoncepcję i kalkuluję, który dzień najbliższego cyklu będzie idealny, by spłodzić takiego małego pomocnika.)
JA: A podnosi przy tym wszystkie rzeczy?
E: Nieee, jeszcze nie.
JA: Szkoda... (Chwila zastanowienia.) Musisz jej też załatwić taką małą drabinkę.
Chichoczemy. Tylko trochę złowieszczo. Konsternacja.
 JA (odkrywczo): Słuchaj! Następny etap jest taki - ty wychodzisz do kosmetyczki, mówiąc: "I żeby mi tu było posprzątane, jak wrócę!" 


środa, 16 maja 2012

Last days of disco

Gorszy dzień. Frustracja, wylewanie nieuzasadnionych łez. Kulminacja narzekań i pretensji, jestem zła na wszystko, wszystkich, cały świat. PMS? Mąż stanu cierpliwie znosi.
JA (zirytowana): Dlaczego nigdy nie przejmujesz się mną tak, jak innymi?!
MS: Bo uważam, że jesteś wystarczająco silna, aby poradzić sobie sama. 

Uznałam to za komplement. Chcąc nie chcąc, rozbroił bombę. Czyli mnie.

wtorek, 8 maja 2012

Doing nothing is the best thing to do

Bo ja lubię robić nic. Im bardziej chcę to robić, tym więcej rzeczy spycha moje nic na dalszy plan i pojawia się coś, czyli czynność na wczoraj. Ech, złośliwość losu nie zna granic.

poniedziałek, 7 maja 2012

Farewells

Przychodzi taki moment, kiedy wiadomo, że koniec zbliża się wielkimi krokami; chociaż nie chcemy, musimy pożegnać bliskich nam ludzi, dla własnego dobra. Tak też było w tym przypadku, jakiś czas temu. Nie znoszę się żegnać, dlatego usiłowałam tego uniknąć. Niestety, nie udało się, a przyjacielska pogawędka przy piwie zakończyła się zakrapianymi (alkoholem, łzami i alkoholem) wyznaniami, na które nie stać nas było na co dzień. Niesamowite, jak można związać się z ludźmi z pracy, ludźmi diametralnie różnymi, których łączyło jedno miejsce i jeden cel - tworzyliśmy coś na kształt rodziny, owszem, czasem patologicznej, ale zawsze rodziny.

Teraz jest lepiej, ale wciąż tęsknię za wami, dzieciaki.

Fuck, nienawidzę tej mojej sentymentalnej strony.


Whatever

Mąż stanu stwierdza, że przytył. Ogląda uważnie swój brzuch.
MS (zaniepokojony): Zobacz! Mam na brzuchu te... no...
JA: ?
MS: No, to... To coś, co mają grube osoby!
JA: ???
MS (odkrywczo): FLUIDY*!!!

*w wolnym tłumaczeniu - CELLULIT... (którego, notabene, nie posiada).


More than words


sobota, 31 marca 2012

Memories

Czasami chciałabym wyłączyć myślenie, chociaż na moment. Życie, choć uboższe, byłoby o wiele prostsze.  Nie lubię tych dni, kiedy moją głowę zaprzątają wspomnienia i ogarnia mnie melancholia. Wspomnienia spotkanych ludzi, wspomnienia dobre i złe, zapachy, muzyka. Zdecydowanie wolę "tu i teraz", ale niestety... taka ma natura, że sentymentalizm dopada mnie znienacka i nie puszcza dobrych parę chwil. Przeżuwa i wypluwa w opłakanym stanie. Potem zbieram się jakiś czas, żeby znów stanąć na nogi mierząc się z rzeczywistością, aż do następnego razu. I tak w kółko. 

niedziela, 25 marca 2012

Positive thinking

Zamówiliśmy piękny album ślubny. Przeglądamy zdjęcia i zastanawiamy się nad ich układem w albumie.
MS: Zobacz... mamy takie ładne zdjęcia, świetny album... Pomyśl, za 20 lat będziemy je oglądać...
JA (porażona romantyzmem chwili): Mhm...
MS (niezrażony, z błyskiem w oku): ...ty u siebie, ja u siebie...



 
 

niedziela, 11 marca 2012

Love is blind

Wieczór. Idę po omacku do łóżka. Bez soczewek czy okularów mało widzę, mam nabytą sporą wadę wzroku. Jak zwykle uderzam się o kant łóżka, przeklinając cicho.
MS: Ty mój ślepozaurze...
JA (zdziwiona): A kto to jest ślepozaur..?
MS (zaskoczony moją ignorancją): No, taki ślepy dinozaur!
 

niedziela, 4 marca 2012

No more drama

Z mężem stanu w kawiarni. On narzeka na ból barku - zapewne źle spał, ale jak to mężczyzna w takiej sytuacji, prawie umiera i mówi tylko o tym.
JA: Musisz ciągle o tym mówić?
MS:  Nie muszę. Będę cierpiał w ciszy.

poniedziałek, 27 lutego 2012

Keep calm and carry on

Idziemy z mężem stanu na firmowy bankiet. To ważne wydarzenie towarzyskie i biznesowe, świetna okazja do nawiązania nowych kontaktów w jego branży. Wypindrzyłam się, pokazuję się małżonkowi.
JA (z szelmowskim uśmiechem): Kochanie, wyglądam jak laleczka..? 
MS (odbija piłeczkę z identycznym uśmiechem): Tak. Chucky. 
KURTYNA.

wtorek, 14 lutego 2012

Love is in the air

Nie chce nam się gotować. Mąż stanu decyduje - zamawiamy pizzę. Wybieram numer pizzerii, w której zamawiamy od jakiegoś czasu, po czym zanurzamy się w błogim lenistwie. Sielankę przerywa domofon, jak zwykle ja otwieram dostawcy. Jesteśmy głodni jak wilki, więc niczym wilki rzucamy się na naszą kolację.
JA: O, patrz! 
Wyciągam z pizzy ulotkę, na której nabazgrano coś długopisem.
JA (rozszyfrowując niczym Enigma): "FOR YOU MY LOVE!"
What the fuck?
MS (patrząc podejrzliwie raz na mnie, raz na pizzę, a czasem i na ulotkę, konstatuje odkrywczo): To pewnie dlatego od jakiegoś czasu robią nam lepszą pizzę! 

sobota, 11 lutego 2012

Get high

Po zakupach z E.
Czas wracać do domu. Tyłki nam marzną w drodze na przystanek. Nagle, olśnienie, legendarny koksownik!
E.: Chodź, skoksujmy się. 

wtorek, 7 lutego 2012

Good morning, good mooorning!

http://www.youtube.com/watch?v=J0j3-tmQLjg

Coś. Gdzieś. Dzwoni. Dzwoni. DZWONI.
Otwieram jedno oko. Nie jest dobrze, nie chce współpracować. Zmuszam się do otwarcia drugiego, na zachętę. Zezuję na prawą stronę łóżka, mąż stanu śpi twardo. Nie widzę jego twarzy, ale nie słyszę cichych przekleństw artykułowanych pod adresem moich ośmiu budzików - dobra nasza! Przeciągam się, ziewam, zmieniam pozycję. Niee, nie wstaję, jeszcze minuta, lepiej trzy. Za chwilę budzę się z letargu, powtarzam rytuał. W końcu podejmuję szybką, męską decyzję i wstaję. Rzut oka na budzik nr 2, niedowierzanie; rzut oka na budzik nr 1, bez zmian. Ciśnie mi się na usta pewne niecenzuralne słowo, chyba najczęściej używane w naszej pięknej polszczyźnie, po czym krzyczę, by spokojnie śpiący mąż przestał tak irytująco spokojnie spać: ZASPAŁAM, ZNOWU! Jest 6:10 rano, a raczej w nocy. Dlaczego zawsze budzę się konkretnie o tej godzinie, o której powinnam wychodzić z domu? To jakieś fatum. Bieg, łazienka, szczotka, pasta, szybki rzut oka na tą obcą panią w lustrze, przy której zawsze czuję się nieswojo. Dziwna jest, rozczochrana taka, podkrążone oczy, blada cera, istny horror na dzień dobry. Szafa, prędzej, papierosy i już mnie nie ma. Jako, że nie śpimy w Warsie, nie ma co liczyć na śniadanie i kawę, pozostaje ten wyżej wspomniany brzydki nałóg w biegu do autobusu. Uff, zdążyłam. Któregoś dnia taka pobudka przyprawi mnie o zawał serca. Przysypiam, marząc o kawie. To jedyna taka chwila w ciągu dnia, gdy nie mogę się doczekać, kiedy będę w pracy. Dla tej kawy głównie.
Miłego dnia.