Nie lubimy się ostatnio z koleżanką M. Ona albo milczy, albo zarzuca mnie potokiem dźwięków i słów. Ja natomiast słyszę, ale nie słucham. Ignoruję, boczę się, gniewam. Pakuję walizki, trzaskam drzwiami, właściwie od razu wiedząc, że wrócę, a ona mnie przyjmie. Jak zwykle, z otwartymi ramionami. Będziemy się przepraszać, obiecywać, że to już ostatni raz, nie wierząc tak naprawdę w ani jedno słowo. Taka śmieszna manifestacja sił, którą zazwyczaj przegrywam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz