K. to dziecko (nastolatek!) jak każde inne. Lubi sport, rówieśników i wszystko, co zazwyczaj lubią chłopcy w jego wieku. Nie przepada za szkołą, słucha muzyki hip-hop, jest posiadaczem mp3-ki i fanem xboxa.
I jest dla mnie idealnym towarzyszem!
W drogerii wykazuje anielską cierpliwość. Na pytanie, czy się nudzi, odpowiada, że nie i żebym sobie spokojnie pooglądała.
W spożywczym nie daje sobie wyrwać ciężkiego koszyka z rąk, pomaga wybrać organiczną, zieloną herbatę, a na moje "Idź, weź sobie coś słodkiego, parę rzeczy, co tam chcesz" przynosi landrynki za 2,29 zł. Nie daje się namówić na więcej choć wiem, że uwielbia słodycze.
W Empiku ginie między półkami. Ginie zupełnie jak ja! Nie, nie w dziale Gry. W dziale Książki, ewentualnie Muzyka. Ja przeglądam płyty. K. natomiast ma w portfelu 70 zł i zamierza je dobrze wydać. Kalkuluje. Decyzja jest ciężka. Po dwóch lub trzech kwadransach (dobrze go rozumiem, tu czas płynie inaczej) przynosi książkę i 2 płyty. Rezygnuje z jednej, książkę musi mieć - swoją drogą ładne wydanie "Władcy Pierścieni". Ja też już wybrałam, więc udajemy się do kasy. Płacę za wszystko. Nie dlatego, że jestem ciocią i muszę. Płacę, bo lubię płacić za książki i muzykę. K. robi wielkie oczy, a w odpowiedzi na moje "Daj spokój..." słyszę za sobą "Ale ciociu, przecież ja mam pieniądze!".
W drodze powrotnej przeprowadzamy inspirującą rozmowę na temat:
1) lektur szkolnych (podobają mu się wybiórczo, zupełnie jak mi w jego wieku - narzucanie czegokolwiek do dziś rodzi we mnie bunt; gdy książka mu się nie podoba, a musi ją znać, słucha audiobook'a);
2) muzyki - fascynuje go różnorodność gatunków, tak samo jak ludzi i ich charakterów; rozmawiamy o ewolucji ludzkich gustów, nie wyrokując jednak, co jest właściwe, a co nie.
Mnie natomiast fascynuje jego ogromna tolerancja. Jeśli Polska będzie miała takich obywateli za 20 lat, porzucę swoje marzenie o niekończącej się sieście na emeryturze w Hiszpanii.
W domu K. natychmiast rozpakowuje płytę. "Równonoc. Słowiańska dusza" Donatana. Co nieco wcześniej obiło mi się o uszy. Posłuchaliśmy Donatana, po czym on zaproponował, żebyśmy posłuchali także moich płyt.
I tak słuchaliśmy oboje uroczej Melody Gardot i Siesty 4 - ja przy mojej zielonej herbacie, K. przy Ince z mlekiem (zupełnie nieznudzony!), aż zrobiło się późno. Na moją prośbę udał się posłusznie do łóżka, zabierając ze sobą książkę.
Podnoszę wzrok znad monitora i widzę, że jeszcze nie usnął, nadal przewraca strony.
JA: K., czytasz..?
K.: Nie, ciociu, zanim zacznę, muszę ją, no wiesz, poczuć.
Teraz już śpi, więc ciii...
Mam to szczęście, że mogę go ukraść raz na jakiś czas, a on uwielbia być kradziony :-)
OdpowiedzUsuń